wtorek, 12 marca 2013

Trasa do pasji, czyli jak to sie wszystko zaczeło.

Tak jak obiecałem w tym wątku poruszę swoje pierwsze autostopy w życiu. Dlaczego, jak, kiedy, po co i w jaki sposób. Mam nadzieje, że pozwoli Wam to zrozumieć pewną ideologię i głębszy sens mojej pasji i stylu życia jaki teraz prowadzę, a jaki prowadziłem wcześniej. Opowiem także o tym, że za tym wszystkim stoi szereg osób, dzięki którym jestem takim człowiekiem a nie innym. Zapraszam do lektury!


Z pasją nikt jeszcze się nie urodził- z pasją się umiera. Co przez to rozumiem? Dopóki nie podniesiecie tyłków sprzed komputerów swojego zainteresowania nie znajdziecie (pomijam rzecz jasna osoby, które znalazły ją przy komputerze [nie mówię o kwejku, ani fejsbuku- to nie pasja, to czekanie na śmierć]). Odkrywa się ją dopiero z czasem, wraz ze wzrostem doświadczenia. Im więcej o świecie wiemy, tym bardziej nas interesuje. Im więcej umiemy o nim powiedzieć, tym nasze horyzonty się powiększają, wykrzywiają, wyginają, obracają. Nie jesteśmy wtedy prostolinijnymi osobnikami, lecz ludźmi ciekawymi, nieprzewidywalnymi, spontanicznymi. Zacznę od opisania początku swojego autostopowania, potem trochę pewnym przełomie, który sprawił, że pokochałem ten sposób przemieszczania się. Na końcu podsumowanko.

Pierwsze stopy: Pierwszy stop jaki w złapałem był w wieku 16 lat. Polegał na tym, że jadąc na wakacje z miejscowości A oddalonej od miejscowości B o jakieś 15km uciekł nam autobus. Lekko zaniepokojeni, że nam coś nie wyszło, postanowiliśmy ten odcinek przejść na pieszo. Wyszliśmy na szosę i powolnym krokiem, z masą bagażu szliśmy w stronę celu. Któryś z nas (było nas 3) wpadł na pomysł, dla mnie na tamtą chwilę dziwny i niedorzeczny, by machnąć ręką. Kilka samochodów później zatrzymało się auto. Miła pani nowiusim Jeepkiem zapytała z uśmiechem "dokąd chłopcy się wybieracie?!" - do miejscowości "B" Droga Pani. -Okej, odbijam kawałek wcześniej, ale wsiadajcie! Skończyło się, że zostaliśmy podwiezieni praktycznie pod drzwi punktu docelowego.
Była to sytuacja, która dała mi pewną podstawę. Pokazała mi w jaki sposób można podróżować. Oczywiście w tamtej chwili nie powiedziałem "tak, to chce robić w życiu, od dziś to moja pasja!". Później kilkukrotnie robiłem wraz z bliskimi takie króciutkie trasy. Stało się to dla mnie pewnego rodzaju narzędziem . Tak jak niektórzy mówią "idę na pociąg" to u nas było "idę łapać", ale w celu przemieszczenia się z miejsca na miejsce. Nie istniał dla mnie świat pomiędzy początkiem trasy a końcem. Były tylko dwa punkciki na mapce, które były najważniejsze.

Marzenia o przemieszczaniu: Następnym etapem były marzenia. W wąskiej grupce wymarzyliśmy sobie, że pewnego dnia znajdziemy się gdzieś daleko, w wyjątkowym miejscu... za cel obraliśmy holenderską Stolicę. Przez długi czas było to jakże odległym celem dla młodego, słabo znającego język, ucznia szkoły średniej. Żadnych informacji o tym jak... jedyna wiedza jaką posiadałem był fakt, że się DA. Na tamtą chwilę o świecie nie wiedziałem nic, a jedynym miejscem za granicą w jakim byłem, to przygraniczne okolice republiki czeskiej. Te marzenia z każdą chwilą się powiększały. Coraz bardziej chciałem, jednak nie miałem osoby która by chciała tak samo jak ja, i miała na tyle odwagi aby się wybrać w taką podróż. Nie będę Was oszukiwał, ale ja jej też nie miałem! Bałem się na samą myśl, że zostanę wyrzucony na głęboką wodę gdzieś w sercu obcego mi  Amsterdamu. Wtedy zacząłem nową znajomość z osobą, która była równie stuknięta jak ja. Oboje byliśmy spontaniczni, głodni świata, widoków. Stawialiśmy "być" ponad "mieć".
       Pewnego dnia, po kilku piwach, widząc w oknie autobusu nocnego dworzec główny PKP, postanowiliśmy wsiąść do pierwszego lepszego pociągu. Trafiła nam się relacja Wrocław - Opole. Po nocnym zwiedzaniu tego pięknego, choć małego, wojewódzkiego miasteczka, postanowiliśmy wracać auto-stopem. Lekko pijani, choć szczęśliwi. Ten dzień był dla mnie niezapomniany.
Następnym krokiem były ferie zimowe. Postanowiliśmy pojechać nad morze auto-stopem. Duży krok na mapie i duży krok dla Łukasza. Tyle kilometrów, w środku zimy?! Tak się da?! Gdzie będę spał? Co będę jadł? Gdzie się zagrzeje? Pytania na tamtą chwilę nie do przeskoczenia, ale po dobrym zaplanowaniu wyszło na to, że damy radę! Spakowaliśmy się, poszliśmy na krajówkę Wrocław - Poznań i łapaliśmy. Nasz plan idealny jednak nie był i wyruszyliśmy owiele za późno (bo koło 15). Jak wiadomo, w zimie słońce zachodzi około 17. My nieszczęśliwie wylądowaliśmy w Pile o 23, gdzie nie dało się wydostać z dużego miasta a ruch był zerowy. Resztę trasy postanowiliśmy kontynuować pociągiem.


Od marzenia do realizacji: Do tej pory nie przyznałem się rodzicom, w jaki sposób ich syn podróżuje i w jak się przemieszcza. Myśleli, że jak każdy 'normalny' (sporna kwestia) człowiek, wsiadam w pociąg i tyle. Nie wspominałem także o swoim marzeniu. Nagle słyszę w radio o Auto Stop Race (ASR). Pomyślałem, że to jest to! Moja życiowa szansa do realizacji marzeń! Ponoć jak się bardzo czegoś pragnie, to prędzej czy później to się dostaje. Uznałem, że to nie może być przypadek... podszedłem do rodziców, puściłem im reportaż o tym wyścigu, który leciał w jakimś dzienniku i powiedziałem, że nie interesuje mnie co o tym myślą, ale tegoroczną majówkę spędzam w Rzymie. Byli lekko zakłopotani, ale powiedzieli, że spoko- jedz. Poszło w sumie lepiej niż myślałem :) Wtedy moje znajomości znacznie się przetasowały. Poszedłem na studia, poznawałem tam ludzi w setkach. Zawiązała się kolejna znajomość, równie spontaniczna jak poprzednia. Lubiliśmy imprezy, alkohol, głośną zabawę w Akademiku mojej uczelni. Pomysł wyjazdu na ASR od razu został przez nas obojgu zaakceptowany, pobity pieczątką "Challange accepted" i już w maju staliśmy na autostradzie w Niemczech z kciukiem dumnie wystawionym w stronę kierowców. Niestety nie udało nam się dojechać do celu, co nas strasznie frustrowało. Osobiście nie polecam ASRu jak na pierwszą wyprawę, możecie popsuć sobie opinię na temat podrózowania. Dużo nerwów i irytacji, gdy spotyka się 50 osób na stacji łapiących stopa w tą samą stronę co my. Trzeba mieć więcej doświadczenia by dobrze zaplanować trasę. Lepiej pojechać na około w spokoju, niż robić wyścig na 15m kto pierwszy dobiegnie się zapytać kierowcy.

Transformacja w pasję: W moim mentalnym żołądku burczało coraz bardziej. Głód autostopowy stawał się być coraz większy, gdy zobaczyłem jakie to może być łatwe. Bez większego problemu przejechałem tyle kilometrów. Moje znajomości znowu uległy zmianie.
Był to okres Euro w Polsce. Ostatni mecz naszej reprezentacji na tych mistrzostwach, przegrywamy z Czechami. Czynimy jak należy w takiej sytuacji- zapijamy smutki i śpiewamy "już za 4 lata...". Nagle dochodzimy do wniosku, że nie ma co tutaj robić, jest ciepło i przyjemnie. Może by się w jakieś góry wybrać? Po kilku następnych piwach temat się nakręcił do tego stopnia, że z koleżankami założyliśmy się, ze następnego dnia pojedziemy autostopem do Chorwacji- umówiliśmy się na 8 rano. Oczywiście godzina była nierealna.. zanim się zebraliśmy i wróciliśmy do stanu używalności była już 15. Szybki telefon do rodziców: -mamo, jadę do Chorwacji na stopa! - Coś Ty znowu wymyślił? Kiedy? - Niedługo... - Czyli? Jakoś w przyszły weekend? - Nie, za 2h :) - Zwariowałeś!!
Wtedy to dopiero pierwszy raz zrozumiałem jaka potęga w tym drzemie, jakich ludzi można poznać i że za 150zł można przez tydzień wygrzewać się na przepięknej Chorwackiej plaży. Już wtedy dostrzegałem świat dookoła. Największą przyjemność sprawiała mi sama trasa. Satysfakcja ze złapania stopa była ogromna. Bardzo dużo dowiedzieliśmy się o zwyczajach, o tym co się dzieje w danym kraju. Dowiedzieliśmy się też o kilku ciekawych miejscach o których w przewodnikach nie jest napisane. Już wtedy wiedziałem, że to nie jest moja ostatnia podróż.



Z kim się zadajesz takim się stajesz: Kolejny etap mojej pasji opierał się na poznaniu ludzi ze środowiska auto-stopowego. Nie było to dla mnie żadnym wyzwaniem. Zbliżał się 18 przystanek Woodstock na którym swoją wioskę mięli autostopowicze z największego polskiego forum. Pomyślałem, że tam właśnie poznam ludzi z którymi będę mógł się dzielić swoją pasją, jak i oni będą się dzielili ze mną. Bałem się jednak braku akceptacji z ich strony. Wszyscy tam się znali, a tu nagle pojawia się jakiś 'nowy'. Obawiałem się, że nie będę miał z kim porozmawiać i stracę tylko czas. Wydaje mi się, że wzięcie udziału w tym festiwalu, otaczając się tymi ludźmi, było najlepszą decyzją w moim życiu. Poznałem tam zgraję osób dziwnych, którzy mają kompletnie wyjebane na to co myślą inni. Robiliśmy rzeczy, które uznawane są często za tabu. Był to piękny tydzień. Powiem więcej: dla mnie Woodstock to symbol. Każdy dzień powinien dla nas być takim przystankiem, podkreślam przystankiem. Czasem po prostu trzeba przystanąć i się zastanowić nad swoim życiem. Moja interpretacja tygodnia na festiwalu jest następująca: Poranna pobudka, masa ludzi dookoła, krzyki, hałasy, nie da się spać - budzik. Dzień zaczyna się od gorącego powitania, uśmiechu, pytania 'jak tam się czujemy'- tak powinno być codziennie w autobusie do pracy. Następny jest kilkukilometrowy spacer do sklepu po jedzenie i alkohol - praca. Po powrocie otwieramy piwo, jemy śniadanie i ruszamy na jakiś fajny koncert - nie marnujemy życia siedząc cały czas w namiocie(internecie). Na Woodstocku najpiękniejszą rzeczą była uprzejmość i otwartość wszystkich ludzi. Nie wiedziałem nawet, że kiedykolwiek taką dawkę miłości i przyjaźni przyjmę na swoją klatę. Było to dla mnie coś niesamowitego. Tak jak już mówiłem, Woodstock to dla mnie symbol w sercu. Każdy codziennie powinien zachowywać się jak na festiwalu. Świat byłby piękniejszy Dla mnie ten przystanek był ukierunkowaniem na to, co tak na prawdę kocham. Wszystko wspominam z łezką w oku!



Podziękowania:
Adamowi O. - za bycie długi czas autorytetem i pokazywanie JAK. Szkoda, że wyszło jak wyszło.
PioTRowi K. - za towarzyszenie w pierwszych podróżach.
Szymonowi G - za to, że dzięki niemu nie przestałem marzyć i był swoistym mostem między pierwszą podróżą 15-sto kilometrową, a ostatnią do 5100 kilometrową.
Danielowi L. - choć ASR nam się nie udał, to był moim punktem kulminacyjnym i motywatorem do dalszej pracy nad sobą
Rafałowi Ch. - za każdy kilometr przejechany.
Gosi G. - za pomoc w dostaniu się do środowiska autostopowego, gdyby nie Ty byłoby mi trudniej i mogłoby mi zabraknąć odwagi by dołączyć do tak zgranej i dobrze się znającej grupy ludzi.
Monice S. - za wsparcie w każdej sytuacji. Głęboko wierzę w to, że nigdy się to nie zmieni, że nigdy mnie nie zawiedziesz, że ja nie zawiodę Ciebie i zawsze będziesz blisko! :)

Dziękuję wszystkim ludziom, którzy mięli na to jakikolwiek wpływ, że dotarłem tu gdzie jestem.. Gdybym mógł cofnąć sie w czasie i coś zmienić, to nie zmienił bym w niej nic! Zostawiłbym ją taką jaka jest! (Z wyjątkiem jednej sytuacji.)

Podsumowanie: Róbcie to, co lubicie i na co macie ochotę, nie marnujcie czasu! Poznawajcie ODPOWIEDNICH ludzi. Oni pomogą Was ukierunkować i wpuszczą na te 'dobre' tory. Ufajcie tym, co są tego warci. Niech każdy dzień będzie dla Was przystankiem na którym nie brakuje przyjemności, refleksji ale i trochę pracy. Najważniejsze to potrafić zachować równowagę.

Życzę wszystkim, byście znaleźli swoje pasje i nie marnowali swoich talentów.

I to jest koniec mojej historii.. wszelkie zauważone błędy proszę mi zgłaszać w komentarzu lub PW. Pisałem ten temat przez kilka długich godzin i późno w nocy, więc proszę o wyrozumiałość :)

Dobrej nocy, ŁP




3 komentarze:

  1. Ruszamy z blogami z podobnej tematyki, w podobnym czasie :) Gratuluję, że udało Ci się to tak ładnie podsumować i napisać kiedy zacząłeś itd. Ja nie potrafiłam aż tak tego streścić :P Czekam na jakieś dalsze wpisy! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasz szablon jest robiony na podstawie tego co Ty masz tutaj - tylko inne obrazki podstawiłyśmy w tło :P Postaramy się uzupełnić resztę informacji, dzięki za propozycję, nie wpadło mi do głowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ekstra Blog czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń